W zasadzie można by napisać „Nie jedz mięsa w ogóle” i zakończyć temat. Ale to nie jest takie proste, ponieważ 100% ludzkości nie stanie się nagle wegetarianami. Tradycja oraz przyzwyczajenia są zbyt silne, aby szybko je zmienić (jeśli w ogóle…) Nie chcę też wchodzić tutaj w kwestie etyczne, ponieważ każdy ma swoje sumienie. Chciałem na kilku przykładach pokazać jak manipulowany jest współczesny konsument a biznesy: rolniczy, spożywczy i farmaceutyczny po kolei wyciskają z niego pieniądze. No dobrze, wyobraź sobie, że pochmurny listopad trwa przez cały rok, albo dłużej. Nie ma słońca, przebywasz tylko i wyłącznie przy sztucznym oświetleniu. Czy będziesz zdrowy?
Przez jakiś czas tak, ale z czasem zaczną się problemy i nie pomoże suplementacją witaminą D3 oraz innymi specyfikami. Słońce jest potrzebne. Bez słońca nie ma życia. Jeśli ktoś twierdzi inaczej niech zamknie się w domu i zaciągnie zasłony na okna. Sytuacja, jaką opisałem to normalny stan we współczesnej hodowli wielu zwierząt rzeźnych i nie tylko. Tysiące kurczaków żyje pod wspólnym dachem w odizolowanym świecie, nie wiedząc, co to słońce. Właściciel fermy reguluje im pory dnia, temperaturę i wilgotność. Jedyna szansa na ujrzenie słońca to przejażdżka z fermy do ubojni po 40 dniach intensywnego tuczu. Jedyne, czego im nie brakuje to paszy i wody. Pasza jest tak skonstruowana, aby maksymalnie przyśpieszyć przyrost tkanki. W większości przypadków oparta jest na roślinach GMO. O tym się oczywiście szerzej nie mówi. Po co niepokoić społeczeństwo… Woda także jest odpowiednio „wzbogacona”, aby zwierzęta nie zachorowały. W dużym stadzie epidemia oznacza katastrofę ekonomiczną. Antybiotyków prewencyjnie nie powinno się podawać, ale kokcydiostatyki (mające podobne właściwości) są dozwolone w świetle obowiązujących przepisów. A dalej, krótki żywot kurczaka kończy się w ubojni (nie będę wchodził w szczegóły), potem mięso trafia do sklepu i dalej do kuchni. Ponieważ jest „bezpłciowe” konsument zazwyczaj wspomaga się niezawodną kostką rosołową z glutamininanem sodu, bez której nic się już nie udaje. Posiłek generalnie jest jałowy: woda, tłuszcz białko i chemia. A jeśli przypadkiem źle się po nim czujemy z pomocą przychodzi przemysł farmaceutyczny proponując niezawodne pigułki na niestrawność lub uzupełniając brak tego czy innego składnika w postaci suplementu. I tak się to kręci…
80% antybiotyków ze światowej produkcji, trafia do zwierząt…
A przecież można inaczej. Dlaczego babcie robiły kiedyś rosół z wiejskiej kury, gdy zaczynała się infekcja? Nie bez powodu. Kury, jeśli hodowane są ekologicznie, chodzą na wolnym wybiegu, żywią się tym, czym powinny i podlegają wpływom otoczenia, wtedy, jako jedne z pierwszych przechodzą grypę i zyskują przeciwciała. Mówię oczywiście o tej grypie, która przyjdzie, a nie o tej z zeszłego roku, na którą mamy „super” szczepionki. Poza tym, jeśli rosół dobrze doprawimy ziołami i warzywami (lubczyk, seler, pietruszka, kurkuma, traganek, czosnek, cebula) i nie skorzystamy z glutaminianu sodu to mamy super broń przeciw przeziębieniom. Czego chcieć więcej?
Obrazek drugi. Jakie mięso króluje w większości sklepów? Oczywiście wieprzowina. Można by zaryzykować i powiedzieć, wprost, że ludzie to „świniojady”. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem. Na stoisku z wędlinami mamy np. 30 rodzajów szynki i 20 rodzajów kiełbasy, gdzie 90% to produkty wieprzowe a 10% drobiowe. Oprócz nazwy i hasła reklamowego nie różnią się praktycznie niczym. Ewentualnie zastosowano inną mieszankę peklującą o nazwie dajmy na to „Przyprawa Bohuna”. Prawda, że ładnie brzmi? A wiec to iluzja, że mamy wybór, bo jest on tylko pozorny. Świnki w większości pochodzą z dużych chlewni, gdzie żyją podobnie jak opisane wcześniej kurczaki. A nawet jeśli pochodzą z mniejszego gospodarstwa i są głaskane przez gospodarza, to i tak mają nieciekawie. (odwiedzał ktoś chlewik na wsi?). Wieprzowina to rodzajowo najgorsze mięso i należy go unikać. A jeśli już, to warto wiedzieć skąd się wzięło, co jest jednak bardzo trudne. Niby wszystko wiadomo, każde zwierzę jest ewidencjonowane, ale gdy klient zapyta, zapada kłopotliwa cisza, a sprzedawca patrzy podejrzliwie.
Tutaj także można inaczej. Mięso powinno być tylko składnikiem w diecie (jednym z wielu) a nie podstawowym produktem. Kiedyś mięso jadało się od święta, a teraz, ponieważ ceny spadły i dostępne jest bez problemu konsumowane jest w nadmiarze. Tyle, że ludzie jedzą te najgorsze rodzaje, ciesząc się z dobrobytu. A przecież nie w ilości, lecz w jakości siła. A jeśli ktoś pójdzie dalej to jest w stanie zupełnie wyeliminować mięso. To już jednak odrębny temat.
Obrazek trzeci. Mój znajomy, producent mięsa, od wielu, wielu lat w branży, zapytany, co to jest mięso wysokiej, jakości, odpowiedział: „To jest to, co te zwierzęta jedzą”. Prosta odpowiedź, a jak wiele znaczy. Ja rozwinę jeszcze temat i dopowiem, że to także miejsce gdzie żyją i w jaki sposób są traktowane. Zwierzę źle traktowane, podane stresowi produkuje tzw. hormony strachu. Te substancje nie wyparują z mięsa one tam są a potem mogą trafić do ciebie. Oprócz tego wraz z mięsem absorbujesz całe życie medyczne danego zwierzęcia.
To co, wegetarianizm? Nikogo nie namawiam, ponieważ sam nim nie jestem. Zachęcam abyś poważnie się zastanowił zanim kupisz kolejną porcję schabowego.
Mirek, kukurykuuu.pl